poniedziałek

nic nie trwa

 

Miewam ostatnimi czasy temperaturę po 35 Celsjusza stopni. Mam wtedy wrażenie, jakby ktoś tańczył mi po głowie w paryskich butach z obłym szpicem, jakby mi ktoś uparcie wbijał jajka do głowy i smażył jajecznicę. I nie wiem czy ten stan można by nazwać przyjemnym, bo kiedy mówię, to słyszę tylko słowa upuszczane w nicość. Kiedy bym się jednak od siebie nie odciął, mówiłbym więcej prawdy niż teraz mówiąc krzyczę! I jakbym się w tym wszystkim tak nie zawieruszył - nie zgubił w księgach. Nie mieszał w dialogach...

- Ojcze, popatrz, to są słowa - mówię. - Słowa bez wartości. Trudne słowa, głupie słowa, wielkie słowa!
- Odejdź synu - mówi ojciec.


Więc odchodzę... W próżnię.

Dziś wracając z budynku pełnego niewoli i chamstwa, prostactwa - głupoty, ukrytej pod płaszczem jakiś tam idei, jakiejś tam ich wizji, by ze wszystkich zrobić historyków, karłów, marnych polonistów! Dziś wracając ze szkoły łamałem krok swój by nie zdążyć na autobus i wśród światła obłoków zgubić choć na chwilę tamten świat, który rani, który gryzie, jak na święta sweter zrobiony przez ciotkę. Zgubiłem tylko czas. Ciągle gdzieś go gubię.

A Ola na tamtych kadrach coraz piękniej rysuje mi się w głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz